matki-pszczele_eu buckfast IMG_4131

foto: Robert Chrzanowski

Pszczelarstwo to pasja, życie, to zapach z ula i smak pszczelich darów, to miłość dozgonna, to boża iskra i w pewnym sensie pomieszanie zmysłów.

Na spotkaniach pszczelarskich tudzież podczas różnych innych biesiad, wcześniej czy później, pada pytanie: „jak długo się pszczelarzysz?”. Ja swoje pszczelarzenie zacząłem w 1992 roku. Tak, pamiętam jak dziś – to był czerwiec. Przyjechałem na rodzinną działkę i w starym ulu po dziadku, stojącym pod prastarą papierówką – były osadzone pszczoły, moje pszczoły. Moje pierwsze pszczoły! Jaka to była radość. Ile uciechy, ile chodzenia, doglądania. Tak się właśnie zakochałem. Pszczoły podarował mi nieżyjący już – pan Stanisław. Mój pierwszy mentor i nauczyciel. Człowiek spokojny, rozkochany w tych bożych robaczkach, gospodarzący po swojemu, ale z efektami. Wiele jemu zawdzięczam. Gdyby nie on , przypuszczam, że ta przygoda by się nigdy nie zaczęła. Tak więc ziarno zostało zasiane… Potem była druga rodzina, potem dwie następne. Pasieka stopniowo powiększyła się do rozmiarów obecnych tj. do około 70 rodzin. I tak już chyba zostanie. Na więcej czasu brak. W międzyczasie nastąpiła zmiana znacznej części uli na Dadant, choć wciąż mam stare poczciwe i piękne warszawiaki. Początki bywały ciężkie, jednak nigdy nie ulegałem zniechęceniu. Pomimo niewielkiej liczny rodzin, rójki były moją zmorą. Nie zapomnę również wspomnieć o nadmiernej złośliwości moich podopiecznych, szczególnie podczas zakarmiania na zimę albo miodobrania. Rękawiczki, kapelusz i mocny dym były nieodzowne. Wszystko to jednak dzielnie znosiłem. Jak to mówią: „ nie ma róży bez kolców”. Potem były czasy łódzkie. Czas moich studiów. O pszczołach jednak nie zapominałem. Czasem były ważniejsze od sesji (SIC!!!), ku zgrozie i przerażeniu moich rodziców. Jednak wszystko pogodziłem. Czasy łódzkie pozwoliły mi wypłynąć na głębsze wody . To tutaj poznałem p. Bogdana w łódzkim kole nr 2. Pasjonat i człowiek, który ma pszczołę w miejsce serca, ponadto społecznik i wielokrotny prezes łódzkiego koła nr 2 i związku. Nauczył mnie wiele. Do dziś przechowuje notatki- kserówki z jego kursów. Wciąż zdarza nam się uciąć miłą pogawędkę. To pan Bogdan właśnie przedstawił mi pierwsze matki Buckfast! Tak, tak to jego zasługa. A dalej poszło już samo. Był Erik Osterlund i wizyty w jego pasiece w Szwecji (jakby nie patrzeć uczeń samego brata Adama!). Były wizyty w pasiekach niemieckich u Johanna van den Bongarda i innych. Wszyscy kochają Buckfasta. Dlaczego? O tym w następnej odsłonie.

Obecnie moja pasieka specjalizuje się w pozyskiwaniu miodu na niewielką skalę. Piszę – niewielką, bo nie wożę pszczół, nie jestem też importerem ani mieszaczem miodu. Zaś wisienką na torcie jest hodowla matek pszczelich. Jak się domyślacie są to matki Buckfast. Zajęcie pasjonujące, uczące cierpliwości, a zarazem wymagające skrupulatności od pszczelarza. Na koniec jest nagroda – kwakanie matek! Polecam! 🙂

matki-pszczele_eu buckfast IMG_4141

foto: Robert Chrzanowski

W pasiece bardzo dużo pomagają mi moi Rodzice, którzy są już na emeryturze, a fach pszczelarski nie jest im obcy. Mój Tata bardzo lubi znakować matki czy też zapszczelać klateczki, on też robi wysyłki. Mama specjalizuje się w napełnianiu ciastem klateczek. Taki podział. Ja zaś przekładam larwy i tworzę startboxy. Tu wszystko się zaczyna. Dojeniem pszczół zajmuje się mój Tata, Mama zaś wraz z moją żoną rozlewa miód w słoiki przy niekończących się rozmowach.

Poza działalnością stricte pasieczną udzielam się na niwie społecznej w ogólnopolskiej organizacji skupiającej brać pszczelarską – Stowarzyszeniu Pszczelarzy Polskich Polanka. Zachęcam do odwiedzin naszej strony jak również do uczestnictwa w zjazdach, gdzie zawsze staramy się ściągnąć ciekawych wykładowców. Ponadto od lat jestem związany z miesięcznikiem Pszczelarstwo, gdzie ukazują się moje artykuły. Zachęcam do lektury i prenumeraty.

Pozdrawiam,
Przemysław Gierchatowski